piątek, 19 października 2012

Tą różdżkę, to sobie wsadź w tyłek.

Drobne, choć widoczne promienie słoneczne próbowały przedrzeć się przez ponure, gęste kłębowiska chmur, które uparcie i dosyć skutecznie poniechały pomarańczowym refleksom słońca.
Wyglądało to jak fantazyjna, podniebna przepychanka, w której wygrany decyduje o nastroju całego dnia.
Okna w sypialni dziewcząt, na wpół zasłonięte grubymi, czarnymi kotarami, wpuszczały pamarańczowo-szare prześwity do pokoju. Owe prześwity odbijały się od potężnej, jesionowej szafy, tworząc urokliwą atmosferę poszarzałego babiego lata. 
Srebrnowłosa dziewczyna leżała na łóżku, w miękkiej, puchatej pościeli. Zamyślona, spoglądała w sufit.
Jej czerwone oczy, podobnie jak jesionowa szafa, odbijały kolorowe błyski zza okna, przez co sprawiały wrażenie, jakby można w nich było dostrzec jej duszę.
Myśli dziewczyny wypełniły wspomnienia ostatnich wydarzeń w jej życiu. Westchnęła ciężko. Zdecydowanie, nie były to najszczęśliwsze momenty jej życia. I chociaż, bardzo chciała wyrzucić to z pamięci, było to niemożliwe. Dojmujące poczucie bycia szkolnym pośmiewiskiem było silniejsze niż jakiekolwiek chęci. Westchnęła ponownie.
-Czas wstać...-powiedziała donośnym półszeptem. Usiadła, rozglądając się wokół.
Współlokatorki, których imion nie potrafiła zapamiętać, mimo dwuletniego już pobytu w Hogwarcie, dawno już gdzieś wyszły, pozostawiając po sobie pedantyczny ład. Reyanna spojrzała wrogo na nieskazitelny porządek, po czym uśmiechnęła się do swojego bałaganu.
Założyła jedwabną, długą suknię w kolorze czarnym i przepasała ją pod piersiami czerwoną wstążką.
Wyszła do Pokoju Wspólnego. Tak jak się spodziewała, był pusty. Usiadła zatem pod ścianą i znów się zamyśliła. Utkwiła wzrok w drzwiach wyjściowych. Rozchyliła delikatnie usta, w głębokiej zadumie.
Nagle usłyszała jakiś głos dobiegający zza ściany. Zdecydowanie, był to dźwięk kłótni. Męskiej kłótni. Jej wrodzona ciekawość wygrała z wyuczonym przez lata taktem, bo podeszła ukradkiem do drzwi i przytknęła ucho. Podsłuchiwała.
-Czy ty w ogóle jesteś normalny?! -rozległ się głęboki, męski głos, bardzo oburzony.
-O to samo chciałem cię właśnie zapytać. Hańba rodziny, w dodatku zadaje się z wilkołakiem... oto normalna osoba, która mnie upomina.
W tym momencie dało się słyszeć odgłosy szarpaniny i dźwięk rozrywanego materiału.
Reyanna gwałtownie pociągnęła za klamkę i wypadła z pokoju. Widok nieco ją zszokował.
-Co wy... -burknęła, spoglądając na wyższego z chłopaków, który stał dumnie wyprostowany. W ręku trzymał uniesioną różdżkę, najwyraźniej w gotowości do ataku*. Natomiast posadzkę raczył swymi czterema literami nowy znajomy Amayes- czarnowłosy sąsiad z lekcji eliksirów. Byli do siebie podobni....
-Tą różdżkę, to sobie wsadź w tyłek. Może ci się profil wyszlachetni. -powiedziała głośno i dobitnie do stojącego. Wyjęła zza czerwonego paska swój klonowy patyczek z włóknem serca testrala i wymierzyła w nieznajomego.
-To raczej nie miejsce dla Gryffona. Wynocha! -warknęła, a chłopak opuścił różdżkę. Przyglądał się jej z wyraźnym zainteresowaniem, po czym odwrócił na pięcie, i po chwili zniknął w oddali.
Reyanna spojrzała na swego "kolegę".
-W porządku? -zapytała łagodnie, kucając przy nim.
-Nie bardzo. -mruknął, patrząc na nią spode łba.
-A co, tyłek cię boli? -zaśmiała się.
-Nie! Narobiłaś mi wstydu.
Albinoska zmarszczyła brwi. Zrobiła swoją minę w stylu karpia i się podniosła.
-Aha. -przerzuciła sobie włosy przez ramię i wróciła do poprzedniego lokum.
Rozsiadła się na kanapie, założyła nogę na nogę i rozglądała się, jakby miała zapamiętać każdy szczegół pomieszczenia.
Regulus Black wstał dosyć mozolnie. Otrzepał się z podłogowego brudu, rozplątał palcami kołtun we włosach i wszedł do Pokoju Wspólnego.
Spojrzał na Reyannę z mieszaniną złości i poczucia winy. Usiadł obok niej.
-Następnym razem nie ratuj mnie przed moim bratem.
Reyanna spojrzała na niego w takim szoku, że zapomniała nawet o tym, jak bardzo ją uraził kilka chwil wcześniej.
-Zaraz. TO był twój brat?!
Black westchnął, roztrzęsiony, jakby sam nie mógł w to uwierzyć.
-Por dios... o co wam poszło?
Milczał. Patrzył jej prosto w szkarłatne oczy, które zdawały się być zmętniałe, ale jednocześnie iskrzyły się złośliwą dociekliwością.
- To nie twoja sprawa.
Reyanna wyciągnęła ramiona w górę, jakby miała zamiar krzyknąć w niebiosa 'Dobry Boże!". Poruszyła nawet ustami, a ich ruch zgadzał się ze sposobem wymowy owego okrzyku, jednakże nie wydała z siebie nawet najmniejszego pisku. Po tym, uśmiechnęła się głupio i opuściła ręce.
-Idź się ogarnąć. - westchnęła nagle, a w odpowiedzi Black złośliwie się uśmiechnął.
-No i z czego się cieszysz? -zamrugała wielokrotnie. Chłopak nadal milczał.
-Jesteś naprawdę dziwna. Ale chyba to jest w tobie takie intrygujące. -powiedział po chwili.
-Poćwicz prawienie komplementów, bo daleko ci do perfekcji... -zmrużyła oczy.
-Och, no widzisz. Nie jestem w formie... Hej, zaraz! To nie był.. uch...
Ale Reyanna już otwierała drzwi swojej sypialni. Pomachała mu radośnie i wśliznęła się za futrynę.
-Są dwie opcje... albo on ma nie po kolei w głowie, albo założył się z kolegami...  -szepnęła, kładąc się na granatowej kołdrze.


*Nie chciałam zrobić z Syriusza żadnego agresora i tak dalej, ale pomyślałam, że przecież oboje byli w wieku dojrzewania, a takie sytuacje między rodzeństwem bardzo często sie zdarzają. Nie myślcie, że chciałam obrazić postać, albo coś.
Po prostu wzięłam pod uwagę realia i sytuację! Z góry przepraszam fanki Syriusza!