wtorek, 23 października 2012

Black, podciągnij se gacie.

-Dziwna. Naprawdę dziwna...-westchnąłem. Tak, ta dziewczyna była dziwna.. ale coś mnie do niej ciągnęło. Przeznaczenie? A może moja wrodzona głupota? Nie wiem... Okaże się.
 Podrapałem się w policzek. Co ja to chciałem zrobić? A tak. Wrócić do dormitorium.
Nie było to łatwe. Gdy tylko podszedłem do drzwi swojego pokoju, okazało się, że są zaryglowane... Tak, koledzy. Największe szczęście na świecie.
Prawdę mówiąc wolałbym mieszkać sam w sypialni. Ale co poradzę?
-Otworzycie, z łaski swojej? -zapytałem, zniecierpliwiony. W odpowiedzi otrzymałem durny rechot. Świetnie. Zapukałem drugi raz. Taka sama reakcja.
-Alohomora... -machnąłem w końcu różdżką. Nadal nic?
Nagle wpadł mi do głowy strasznie głupi plan. Ale strasznie skuteczny w działaniach. Nie miałem nic do stracenia, więc od razu wziąłem się za realizację.
Wymknąłem się cichaczem z męskiego dormitorium. Połowa sukcesu.... i przy okazji pierwsza część planu... to teraz zostały tylko dwie.
Pokój Wspólny zrobił się nagle zatoczony, a nie było mnie w nim zaledwie kilka minut. Przecisnąłem się przez plotkujące Ślizgonki i wygłupiających się pierwszorocznych.
-Przepraszam... przepraszam! Ej, przesuń się! Przeprasz...
Urwałem. Urwałem, bo się potknąłem o wielki, cuchnący konar.
-Co to tutaj robi?! - krzyknąłem, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rozejrzałem się po tych śmiejących się, parszywych buźkach. Tak jak się spodziewałem, wśród rozchachanych idiotów, byli moi "przyjaciele". Mulciber i Avery podeszli do mnie.
-Black, podciągnij se gacie. -powiedział Mulciber tak głośno, jakby gadał przez megafon. Towarzystwo ucieszyło się jeszcze bardziej. Z trudem wstałem, bo w międzyczasie się jeszcze parę razy potknąłem i poprawiłem swoje ubranie.
Jakimś ruskim cudem wymigałem się z tego bagna(Pokoju Wspólnego) i pobiegłem do damskiego dormitorium. Dziewczyny przebywające na korytarzach trochę krzywo na mnie patrzyły, ale udałem, że ich nie widzę. Nagle sobie uświadomiłem, że przecież nie wiem który to pokój.
Wybrałem losowy pokój i zapukałem. Cisza. Poszedłem dalej. Zapukałem. Cisza. No nic. Następny pokój. Puk puk. Drzwi drgnęły. Otworzyła jakaś małolata.
-Sory, pomyłka. -mruknąłem i odwróciłem się tyłem.
Co mi pozostało? Pukałem dalej. Raz mi otwierano, raz nie...
-Co ty robisz? -usłyszałem nagle zza ramienia. Odwróciłem się.
-Szukałam cię... -spojrzałem na Reyannę.
-Mnie?
-Yhm. Potrzebuję rzucić na kogoś klątwę.-powiedziałem zawstydzony. Uśmiechnęła się złośliwie i znacząco. Poklepała mnie po policzku i poszła do swojego pokoju.
-Dzięki.. za pomoc... tak...