wtorek, 16 października 2012
Miałam kiedyś owieczkę, która nazywała się Regulus.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Z DROGI!
Reyanna biegła ile sił w nogach, trochę niezgrabnie omijając filary oraz łażących byle gdzie uczniów. Raz po raz przewracała się, to na kolana, to na tyłek. Ale podnosiła się, w tempie płynięcia światłowodu i biegła dalej. Miała tylko jeden cel-uciekać gdzie pieprz rośnie.
Tymczasem wielka, zmutowana truskawka toczyła się korytarzem. Zdawało się, jakby owoc za kimś podążał.
Rzeczona truskawka nie wyglądała na zwyczajnie powiększoną. Z każdej brodawki wystawały jej ostre, cienkie kolce, które niby wbijały się w posadzkę, jednak truskawka jakimś cudem toczyła się dalej. Magia?
W każdym razie czerwony mutant gonił pewną nieuważną Ślizgonkę, która lubiła parać się czarną magią. Z książki o tematyce nekromancji, w dziale przywołań i ożywień, wyczytała ciekawe zaklęcie. Na swoje nieszczęście, postanowiła je wypróbować. Niestety, starohiszpańskie frazy lubiły być bardzo, ale to bardzo skomplikowane i trudne do wypowiedzenia. A, że Reyanna Amayes znana była z bycia lekko 'roztrzepaną' i 'nieuważną', oczywiście, musiała się pomylić.
Jedynym plusem w tej pechowej sytuacji było to, że czarowała akurat w łazience na drugim piętrze, tak więc tor jej ucieczki nie był zbyt trudny...
Dziewczyna zaczynała tracić siły w nogach -nie była typem sportowca. Nawet nie mogła go uprawiać- w końca cierpiała na chorobę genetyczną.
Zatrzymała się na chwilę, by odetchnąć. Zagięta w pół, łapczywie łykała powietrze. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem i usiadła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest na błoniach.
-Chyba.. huhuh... już... uhuh... uciekłam... -wydukała między jednym wdechem, a drugim. Powietrze było ciężkie, jakby przed burzą.
Rozejrzała się wokół, ale nie znalazła niczego, co mogło by ją zaniepokoić.
-A może.. ktoś już się tym zajął? - pomyślała naiwnie.
Odwróciła się na pięcie, w stronę Hogwartu. Jednakże to, co ujrzała, nie bardzo ją zachwyciło. Stała zaledwie kilka cali od wielkiej, wściekłej truskawki z kolcami, z których wyciekał jakiś płyn.
-Oj.. ojej. Cześć.. Jak leci? -zaśmiała się nerwowo i zaczęła obmyślać plan ucieczki.
Ale truskawa była szybsza. Poruszyła się gwałtownie i... wybuchła.
Lucjusz Malfoy i Narcyza Black szli właśnie korytarzem, w stronę Wielkiej Sali. Uśmiechali się do siebie i rzucali powłóczyste spojrzenia. Nawet delikatnie złapali się za ręce, na co Narcyza zareagowała rumieńcem, a Lucjusz, zmieszany, udawał, że nic się nie dzieje.
Kilka metrów za nimi włóczyło się kilku Ślizgonów. Mulciber i Avery, o tępych niczym plastykowa łyżka twarzach, cieszyli się z jakiegoś świecidełka, które prawdopodobnie ukradli któremuś z pierwszorocznych.
Snape, chudy i niezbyt zadowolony, wgapiał się w książkę o eliksirach. Bellatrix Black szła dumnie, zakręcając loczek na kosmyku czarnych niczym smoła włosów. Tuż obok niej, włóczył się jej kuzyn, Regulus Black, który wyglądał, jakby go ktoś potraktował wysokonapięciowym kablem.
Wszyscy milczeli, jakby byli na pogrzebie.
Nagle, zza rogu, wyskoczyła umazana czerwoną, lepką mazią dziewczyna. Szła nieco pokracznie, ponieważ krwista substancja utrudniała jej stawianie kroków.
Ten, nieprzyjemny, widok wprawił idącą do Wielkiej Sali grupkę w osłupienie. Zwłaszcza, kiedy domyślili się, kim ta biedaczka umorusana w czerwonym świństwie jest.
-Ah, Lucek. - Reyanna zatrzymała się tuż przed nim. Lucjusz Malfoy uniósł dumnie brodę i spojrzał na nią z góry. Dziewczyna uśmiechnęła się głupkowato.
- Jestem prefektem naczelnym i -zaczął, ale Reyanna mu przerwała.
-I dasz mi klucze z łazienki prefektów. Nawet nie odmawiaj. Widzisz, jak wyglądam?
Blondyn rozważył wszystkie argumenty za i przeciw, po czym z niechęcią wręczył albinosce klucz.
Reyanna podziękowała ładnie i natychmiast udała się do wcześniej wspomnianej łazienki, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę fakt, iż czerwona maź, ściekająca po jej nogach, kleiła się do podłogi. Na szczęście, droga do umywalni była pusta, więc zajęła jej nieco mniej czasu i wysiłku.
W połowie, ktoś zagrodził jej przejście.
-Walijski por cię tak urządził? -zapytał czarnowłosy, potargany chłopak.
-Co...? Ach.
-A więc?
-Nie. -westchnęła. -Pomyliłam zaklęcia.. a co z tobą?
-Twoja klątwa zadziałała. Ciepła woda przestała lecieć, a kiedy chciałem to naprawić, strzelił mnie piorun.
Reyanna wybuchła głośnym śmiechem, za to jej rozmówca zdawał się być obrażony.
-Jesteś.. Reyanna, tak? -zapytał, gdy się już uspokoiła.
-Tak. A ty?
Milczał dłuższą chwilę, uśmiechając się krzywo.
-Regulus.
-Miałam kiedyś owieczkę, która nazywała się Regulus. -uśmiechnęła się słodko.
Regulus najwyraźniej nie był tym faktem zachwycony, ponieważ nie podzielał entuzjazmu Reyanny.
Dziewczyna machnęła ręką i ruszyła dalej. Black bez słowa poszedł za nią.
-Chcesz się ze mną kąpać, że za mną idziesz? -zapytała, szczerząc nieskazitelnie białe ząbki, a Regulus pacnął się w czoło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hahahah, zakończenie genialne!! Kocham to jaki piszesz :D - Jeszcze!
OdpowiedzUsuń~ Risa .
Truskawka? Nie no... Skąd ty bierzesz te pomysły?
OdpowiedzUsuńCudowna notka.